Autor: Rick Riordan
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data premiery: 22.9.2010r.
Nie będę się zagłębiać w fabułę, żeby nie zdradzić nic z pozostałych tomów. Powiem tylko, że armia Kronosa rośnie w siłę i za pomcą Labiryntu (tak, tak.. tego od nitki Ariadny, Minotaura i Tezeusza) chce się dostać do obozu herosów i zmieść go z tej planety. Wojna między tytanami, a bogami staje się coraz bardziej realna no i oczywiście trzeba ocalić świat!
,,Jako śmiertelnik nie byłem nigdy wielkim wojownikiem, sportowcem ani poetą. Tylko wytwarzałem wino. Ludzie w mojej wiosce śmiali się ze mnie. Mówili, że nigdy niczego nie osiągnę. A spójrz na mnie teraz. Czasami małe rzeczy mogą stać się prawdziwie wielkie."
Zawsze bardzo miło mi się czyta historie o herosach. Z książek Riordana czuć, że on naprawdę kocha to, co robi. Ta część była tak dobra, jak wszystkie pozostałe, ale odniosłam wrażenie, że była trochę poważniejsza (jeśli w ogóle książki wujka Ricka mogą być poważne...). Był charakterystyczny humorek, ale jakby trochę bardziej opanowany (nie turlałam się po podłodze, jak to zwykle bywa). Akcja była trochę bardziej mroczna. Serio. Kilka razy szcena mi opadła. Bohaterowie stali się dojrzalsi...Trochę brakowało mi takiej bestroski, którą zwykle czuję czytając te książki, ale to nie znaczy, że książka była zła.
W powieści pojawia się kilka nowych postaci. Z uwagi na sytuację w świecie i rosnący niepokój nie do końca wiemy, czy są po naszej stronie czy po przeciwnej. Ufać, nie ufać, ufać, nie ufać... Wątek z Lukiem rozwija się na całego i w pewnych momentach szczerze mnie przerażał. Nico się pokazuje. Kurcze. Coś w nim takiego jest, że go lubię. Taki tajemniczy, samotny przeciwko światu, z mrokiem w sobie (pewnie za sprawą swojego pochodzenia). Nie ma żąrtów (a przecież on jest jeszcze smarkaczem!!!)! Wyjątkowo Annabeth mnie wnerwiała. W kilku scenach miałam ochotę nią potrząsną. Percy też nie jest bez winy. O co chodzi? Już tłumaczę! Mam na myśli jego sny. Herosi mają to do siebie, że ich sny nie są zwykłymi snami. Czasami mogą się okazać wskazówkami, przepowiedniami lub innymi takimi. W tej części Percy ma sporo tych snów. W dodatku sa dość (bardzo) niepokojące. I ten Glonomóżdżek zamiast ostrzec swoich przyjaciół, powiedzieć Chejronowi albo komukolwiek, dochodzi do wniosku, że będzie lepiej, jeśli zostawi to wszystko dla siebie. Błagam! Litości!
Ok. Już nie narzekam! Skończyłam. I tak ich wszystkich kocham!!!
Akcja biegła jak szalona. Te mroczne smaczki dodawały do tego dreszczyku i lodzio, miodzio palce lizać! Chociaż w pewnych momentach chciało mi się zaśpiewać Ale to już było... Później jednak wchodził element zaskoczenia i wszystko szło w zapomnienie.
Mimo że nie była to najzabawniejsza książka z całej serii (a muszę się przyznać, żę humorek to jedna z rzeczy, na które najbardziej czekam, gdy sięgam po te historie),to świetnie się bawiłam. Kolejna przyjemna lekcja mitologii. Bardzo lubię edukacyjną stronę powieści Riordana.
Jak tam u Was wakacje? Co czytacie? Pochwalcie się w komentarzach!
Miłego dnia! Ola :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz